Dziś post
dla odmiany, nie z zestawem, w którym chodzę na co dzień, tylko z moimi łupami z SH…
Bardzo się cieszę, że miałam go przygotowanego w zanadrzu na czarną godzinę, bo taka właśnie nastała... szczerze powiedziawszy nie miałam nawet czasu na zrobienie choćby małej sesji... ani czasu, ani głowy do tego :/ przepraszam Was za to, że ostatnio jestem tak mało aktywna na Waszych blogach...Mam teraz tak gorący i napięty okres w pracy, że za chwilę chyba osiwieję :/ Zmienia nam się kierownictwo, więc każda z nas postanowiła ambitnie aplikować na to stanowisko... więc wyobraźcie sobie, co się teraz między nami, zgranymi od wielu lat pracownikami dzieje... totalny wyścig szczurów! :/
Stres i niepewność, która temu towarzyszy jest wyczerpująca i nie do zniesienia :/ w poniedziałek podejmą ostateczną decyzję, więc jeszcze kilka dni katuszy i stresu mnie czeka:/
Mar, doskonale Cię rozumiem z tym bolącym brzuchem z nerwów... aktualnie to przerabiam i jest mi na prawdę mega ciężko :/ nie chce się jeść, nie można spać, na czymkolwiek skupić... :/
Piantofelku, dzięki Tobie już wiem, skąd się wzięły te moje nerwobóle...praca, praca i praca... tą melisę to powinnam teraz chyba pić na śniadanie, obiad i kolację i dodatkowo brać w niej kąpiele...
Okropnie ciężki to dla mnie czas, bo nie potrafię na niczym się skupić, więc wybaczcie mi moją nie dyspozycyjność :/